O godność uczonego

(autor: Bronisław Maj)


Wyznaję ze wstydem i skruchą: mam bardzo kosztowne i ekskluzywne hobby. Na swoje usprawiedliwienie mogę jedynie dodać, ze moje hobby nie jest szkodliwe dla środowiska, nie jest (na razie...) karalne oraz - co najważniejsze - że w przeciwieństwie do innych hobby (np. gra w karty, działka, alkoholizm) zostawia mi ono jeszcze sporo czasu na pracę zarobkową. Moim hobby jest bycie uczonym i wykładanie literatury na Uniwersytecie Jagiellońskim. Do mojej ulubionej słabostki ("Nikt nie jest doskonały") przyznaję się ostatnio z coraz to poważniejszymi oporami. A prawdę mówiąc - właściwie ukrywam, kim naprawdę jestem. Ze względów oczywistych: prestiż, status majątkowy i pozycja towarzyska uczonego - sytuują go w dzisiejszej Polsce na samym dnie społecznej drabiny, gdzieś miedzy bezrobotnym a nieboszczykiem. Wiem, ze gdyby na przykład w jakimś wytwornym lokalu i doborowym towarzystwie wymknęła mi się nieopatrznie fraza - "U nas, na UJocie...", to zostałbym stamtąd natychmiast wyprowadzony i wykopany za drzwi przez - cieszących się nieporównanie większym szacunkiem - bezwzględnych wykidajłów. Dlatego ukrywam się, wiodę - niebezpieczne i pełne goryczy - podwójne życie.

Tak było jeszcze do wczoraj. Bo oto pojawił się wspaniały i wielkoduszny człowiek, który całym swoim życiem przywraca mnie - i całej rzeszy poniżanych i cierpiących w milczeniu naukowców - nadwerężoną godność i poczucie własnej wartości. Wiem o nim niewiele: Dariusz D. ma 31 lat i 165 cm wzrostu. Dariusz D. jest z zawodu recydywistą w trudnej i wymagającej szczególnych predyspozycji specjalności oszusta matrymonialnego i okradacza kobiet. Dariusz D. niestrudzenie zdobywał wybrane kobiety - nie oparła mu się żadna, akt oskarżenia obejmuje kilkadziesiąt przypadków na obszarze południowej Polski, wiek oblubienic: od 17 do 47 lat - po czym znikał, wycofując z domów wybranek cenne precjoza.

Sposobem, dzięki któremu Dariusz D. - zwany Casanovą z Wieliczki - mógł zauroczyć i posiąść dowolną kobietę, dzięki któremu otwierały się przed nim wszystkie dziewczęce serca, torebki i pularesy, sposobem, który zawsze zapewniał mu miłość i bogactwo - tym sposobem było podawanie się za pracownika naukowego Wydziału Filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego... Akta sprawy notują słynną frazę, którą jak czarodziejskim zaklęciem Dariusz D. nawiązywał znajomość i inaugurował grę wstępna: "Bo wiesz, u nas, na UJocie..."

Proszę, niech się zżymają malkontenci, że dziwna i dwuznaczna to pociecha, gdy godność uczonego - systematycznie wydzierana mu przez możnych i rządzących, przywraca mu Dariusz D., recydywista z Wieliczki, 31 lat, 165 cm wzrostu. Wiem jedno: od wczoraj życie moje i moich akademickich kolegów zupełnie się odmieniło. Od wczoraj w pokoju asystenckim ćwiczymy - pod opieką naukową doktora habilitowanego Mariana S. - właściwą intonację cudownej frazy "U nas, na UJocie" (za ścianą, w pokoju profesorskim, ćwiczą samodzielni, aż tu przebija się wibrujący narkotycznie alt docent doktor habilitowanej Teresy W.), ćwiczymy z dumnie podniesionym czołem i pojaśniałym okiem, w uskrzydlającej świadomości wagi i skuteczności naszych słów, w majestacie odzyskanej godności i wiary we własne siły...

A ja, po raz pierwszy otwarcie i bez upokarzającego poczucia życiowej klęski - podpisuję się

DR BRONISŁAW MAJ, ADIUNKT W INSTYTUCIE FILOLOGII POLSKIEJ UJ

Z powrotem