Przeczytane w 'Przeglądzie Tygodniowym' z 4.11.1994.


Kiedy katechetka po piętnastominutowym wykładzie w VIa sciszonym głosem powiedziała, ze zapłodnienie metodą in vitro jest grzeszne, nikt się tym nie przejął. Jedni jedli jabłka, inni spali albo grali w kółko i krzyżyk. Jedynie Karolina, której ojciec jest ginekologiem i dla której obco brzmiący termin nie stanowił żadnej trudności w rozszyfrowaniu, nagle obudziła klasę pytaniem:

- Dlaczego?

- Jak to dlaczego? - zdziwiła sie wykładowczyni. - Bo człowiek powinien powstawać normalnie, a nie po lekarsku.

- Normalnie, to znaczy "jedno drugie gniecie i wychodzi trzecie" - zarechotał Robert, a za nim cała reszta chłopaków.

- Normalnie, to znaczy z miłości - twarz katechetki przybrała odcień buraka.

- Mój tata twierdzi, że dzieci urodzone z tak wielkim trudem są jeszcze bardziej kochane niz te... normalne - sprzeciwiła się Karolina.

- Ale ginie życie - zdenerwowała się katechetka. - Część plemników z probówki wylewa się wprost... przepraszam za słowo... do sedesu. Czy to jest humanitarne?

- Przecież wystarczy jeden plemnik i jedno jajo, zeby powstała żywa istota. Reszta jest niepotrzebna, pani od biologii nam tłumaczyla - zabrała głos prymuska Aneta.

- Niech będzie, że tak... ale żeby do sedesu... - rozżaliła się katechetka.

- Lepiej za okno, albo do doniczki. Kwiatki z plemnikami lepiej rosną- szeptem poradził Robert, a cala klasa wybuchnęła śmiechem.

- Cisza! - katechetka czuła, że za chwilę przestanie panować nad całością.- Właściwie nie przyszłam rozmawiać o in vitro, ale o rozwoju psychicznym i fizycznym młodego człowieka. Przyniosłam wykresy, tabele... - zaczęła pospiesznie rozkładac wielkie arkusze.

- Ale ja chcę jeszcze dokonczyć temat - Karolina nie dawała za wygraną.- Proszę pani, co jest lepsze: małżeństwo bezdzietne, kłótnie, rozwód z powodu braku dziecka, czy "dziecko z probówki" i życie w miłości i zgodzie całej rodziny? I co ma robić taka kobieta? Tylko cierpieć i płakać?

- Modlić się o szczęśliwe macierzyństwo, modlić się i głęboko wierzyć,ze Bóg i ją obdarzy łaską - odpowiedziała poważnie katechetka i szybko dodała: - Nie przerywajcie! Chcę wam powiedzieć, czym się różni mężczyzna od kobiety, chłopak od dziewczyny...

- Kiedy my to dobrze wiemy - odezwał się Jacek. - Jest taki jeden szczegół.

- A nawet dwa szczegóły - zaśmiał się Emil.

- Cicho! Popatrzcie na rysunki. Na pierwszym przedstawiona jest budowa kobiety, na drugim... Kto spróbuje to zreferować?

- Kobieta jest bardziej podobna do małpy - zauważył Robert i natychmiast dostał w glowę od najbliżej siedzącej Izy.

- Ty powiedz - katechetka zwróciła się do prymuski Anety.

- No... przecież to już było na lekcji biologii - dziewczyna zawstydziła się. - Każdy to wie.

- A ja mam inne pytanie - wyskoczył Emil. - Co pani sądzi o spirali?

- O jakiej spirali? - katechetka udawała, ze nie rozumie.

- O spirali, prezerwatywach, tabletkach antykoncepcyjnych... - wyliczył jednym tchem. - I niech nam pani powie, kiedy wreszcie wymyslą coś takiego dla chlopców, to znaczy mężczyzn, bo czytałem, że w Ameryce to już coś takiego jest - wypalił.

W klasie nastała cisza. Ale nie taka zwykła, byle jaka. Cisza prawdziwego zainteresowania.

- To wszystko, o czym mówisz, jest niegodne człowieka i niezgodne z nauką chrześcijanską - katechetka odpowiadała powoli i poważnie. - Czywiecie o tym, że na przykład taka spirala może wczepić się w główkę dziecka? Czy sobie to wyobrażacie? Noworodek rodzi się z czyms takim we własnej, maleńkiej główce - zapytała dramatycznie.

- To znaczy, jak on wygląda? - Robert wytrzeszczył oczy. - Jak... ufoludek?

- A jak mu się wtedy wkłada czapeczki? - po raz pierwszy zaciekawiła się Kasia.

- Na pewno trzeba wyciąć w bereciku otworek, żeby antenka mogła się swobodnie bujać...

- Zresztą, może wyglądać całkiem fajnie, spiralka zamiast pomponika...

- I może skakać na głowie, jak na resorach...

W klasie robiło się coraz weselej. Katechetka złapała dziennik i z całlej siły trzasnęła nim o blat biurka.

- Smarkacze jesteście i tyle! - wrzasnęła. W klasie można było usłyszeć brzęczenie muchy. Za chwilę Karolina przymilnym głosem znowu zaczęła.

- To porozmawiajmy, proszę pani, o metodzie in vitro, bo jakoś nie dokończyliśmy. Dlaczego to jest nie po bożemu?

- A ja proponuję, żeby pomówic o środkach antykoncepcyjnych. Dlaczego nie można ich używac? - bardzo poważnie domagał się Emil.

- Bo nie można - westchnęła zrezygnowana katechetka. - I nie ja te prawa ustanowiłam.

Chciała powiedzieć co jeszcze, ale rozległ się dzwonek i wszyscy wybiegli z klasy. Myśleli już tylko o przerwie i następnej klasówce z matematyki.


Nazad